Od najmłodszych lat byłam wychowaną przez rodziców na gorliwą Polkę. Ojciec mój po skończonej pracy opowiadał nam o swoich przodkach – powstańcach i tak samo historię o Macierzy naszej Polsce i o jej ciężkich przeżyciach-rozbiorach. Oboje rodzice uczyli nas w domu po polsku czytać i pisać.
Moim marzeniem było doczekać się wolnej Ojczyzny. Nadszedł upragniony czas 1914-18 roku, a wraz z nim na firmament nad polską ziemię wschodziła jutrzenka nadziei – wolność narodu.
W czasie wojny uczęszczałam do szkoły w Poznaniu. Pewnego dnia, we wrześniu 1918 r. przy zwiedzaniu Muzeum zabytków historycznych, jedna z profesorek Polka, warszawianka, powiedziała nam w zaufaniu: „Niedługo i dla nas nadejdzie chwila radości i będziemy szyć polskie mundury i czapki dla naszych braci-Polaków”.
Gdy w listopadzie po kapitulacji Niemiec wojska wracały z frontu do domu, wówczas została utworzona tak zwana Rada Robotnicza a wraz z nią nadzieja dla Polaków. Pod pretekstem ochrony granic Wielkopolski Niemcy nadsyłali tzw. Grenzschutz i Heimatschutz, którego zadaniem było zwalczać ruch wolnościowy Polaków. W pierwszej połowie grudnia 1918 r. Polacy w Poznaniu już przygotowywali się do powstania.
Młodzież szkolną poza miejscową zwalniano, wysyłano na wakacje. Mówiono nam, że zanosi się na to, że w każdej chwili koleje mogą być wstrzymane, skutkiem czego moglibyśmy nie dotrzeć do domów rodzinnych.
Po szczęśliwym powrocie do swoich, udałam się natychmiast do Gąsawy, do znanych tam patriotów państwa Tylewskich, aby dać sprawozdanie co dzieje się w Poznaniu. Wówczas to po krótkim namyśle, a pełnym zdecydowania pracowaliśmy nad utworzeniem organizacji powstania. Zamiary nasze zostały zrealizowane. Nadszedł dzień 27 grudnia. W Poznaniu wybuchło powstanie. W niedzielę w południe tuż przed Nowym Rokiem to jest 30 grudnia 1918 r. na rynku w Gąsawie utworzył się mały pochód. Gdy wierni po skończonym nabożeństwie wychodzili z kościoła, komendant na koniu odczytał orędzie, że Poznań jest już w rękach Polaków i aby wszyscy byli gotowi na dalsze rozkazy.
Jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej wyłoniła się orkiestra i odegrała nam Polakom hymn tak drogi: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Niemców ogarnęło paniczne zdziwienie, lecz zanim się zorientowali w sytuacji, na rynku już żadnego Polaka nie było. Dowództwo nad oddziałami powstańców objął porucznik Złotogórski. Już w pierwszych dniach stycznia oddział powstańców był gotowy i stanął do walki na linii: Żnin-Szubin-Rynarzewo.
W grudniu 1918 r. pomagałam w organizowaniu powstania oraz dostarczaniu wyżywienia dla tworzącego się oddziału powstańców. W styczniu 1919 r. gdy wybuchły walki pielęgnowałam rannych. Pierwsze ofiary walk umieszczaliśmy po domach prywatnych w wioskach. Ponieważ Żnin był raz w rękach niemieckich, to znów w polskich i tak na przemian, dla uniknięcia niebezpieczeństwa zorganizowaliśmy tymczasowy szpital w sali p. Kowalika w Gąsawie, oddalonej 12 km od Żnina.
W organizacji „Czerwonego Krzyża” pracowałam do końca stycznia 1919 r. Pożegnawszy się z pracą sanitarną musiałam wrócić do szkoły celem ukończenia nauki.
Po końcowych egzaminach w kwietniu, zaraz w maju rozpoczęłam pracować w szkolnictwie w Żninie z powodu braku nauczycieli polskich
Antonina Kochanowska – Wspomnienia z Powstania Wlkp. 1918/19 r.