Wspomnienia
Jako 21-letniego żołnierza armii niemieckiej cesarza Wilhelma II zastała mnie rewolucja niemiecka w listopadzie 1918 r. w małym miasteczku niemieckim Sangerhausen w Turyngii. [Sangerhausen – miasto powiatowe w Niemczech, ok. 50 km na zachód od Halle]. Z prasy niemieckiej, która donosiła, że w Poznańskiem sytuacja nie uległa zmianie, wywnioskowałem, że tam się przygotowuje coś innego. Niezwłocznie więc na podstawie uzyskanej od miejscowej Rady Robotniczo-Żołnierskiej karty urlopowej udałem się do domu rodzinnego w Miłosławiu, gdzie przybyłem po różnych przeszkodach dnia 16 listopada. Następnego dnia [czyli 17 listopada 1918 r.] zgłosiłem się wraz z wieloma kolegami do organizującego się w Miłosławiu oddziału pod dowództwem por. Alojzego Nowaka. Miał on za zadanie ochronę obiektów użyteczności publicznej.
W początkach grudnia doszła wiadomość, że do garnizonu we Wrześni wraca z frontu batalion niemiecki [Pułk Infanterie Regiment nr 46 powrócił w dniach 20 i 21 grudnia. W końcu listopada powstały niemieckie kompanie Wacht und Sicherheitsdienst o składzie wybitnie polskim i nastąpiło osadzenie ich w barakach po lewej stronie od wejścia do wrzesińskich koszar.]
Natychmiast po zorganizowaniu się i uzbrojeniu, częściowo przywiezionym ze sobą z frontów, udała się kompania do Wrześni na wozach drabiniastych dostarczonych przez obszar dworski w Miłosławiu.
Tam po przeprowadzonych długich pertraktacjach przez Szwarca z Wrześni, por. Trawińskiego z Chociczy, i por. Nowaka z Miłosławia z dowództwem załogi niemieckiego garnizonu wrzesińskiego oddano koszary wraz z magazynami w nasze ręce. [Przejęcie koszar od Niemców miało miejsce w dniu 28 grudnia 1918 r.]
Od tej chwili przystąpiono do organizowania regularnych kompanii [już jako polskich kompanii Batalionu Wrzesińskiego].
Jedna z nich pod dowództwem por. Nowaka, w której i ja się znalazłem, została wysłana do Strzałkowa, celem rozbrajania na byłej granicy niemiecko-rosyjskiej drobnych oddziałów niemieckich wracających z frontu wschodniego.
[Powstanie]
27 grudnia tegoż roku w nocy dotarła do nas wieść o powstaniu w Poznaniu, a 28 grudnia wyruszyliśmy do Witkowa na pomoc innej kompanii wrzesińskiej [ze Strzałkowa], celem odbicia miasteczka, które znalazło się w posiadaniu przybyłej z Pomorza kompanii Grenzschutz’u w sile około 200 ludzi.
Po krótkiej utarczce, oddział rozbrojono i wysłano z Wrześni koleją do Poznania. Nasza kompania pośpieszyła z pomocą Gnieznu, gdzie po stoczonej walce pod Zdziechową zabrano Grenzschutz’owi pokaźny tabor koni i wozów pod karabiny maszynowe oraz kilkanaście karabinów maszynowych ciężkich i lekkich. Stamtąd ruszyła dalej na Strzelno i Inowrocław, który po ciężkich walkach został zdobyty w dniu 6 stycznia.
Z Inowrocławia wysłano mnie z kilkoma kolegami do Wrześni po uzupełnienie broni, amunicji i dalszych ochotników.
8 stycznia zastało mnie we Wrześni wezwanie dowództwa z Poznania, by ochotnicy – kawalerzyści, artylerzyści i wojsk specjalnych zgłaszali się w Poznaniu.
Jako artylerzysta wyruszyłem 9 stycznia we wczesnych godzinach rannych do Poznania, gdzie zgłosiłem się w koszarach przy ul. Solnej do nowo formującej się baterii artylerii lekkiej pod dowództwem Nieżychowskiego.
Tegoż dnia wieczorem bateria wyruszyła transportem kolejowym przez Gniezno do Kcyni.
Tam po wyładowaniu się we wczesnych godzinach rannych ruszyła do boju o Szubin, posuwając się przez wioski Pińsk, Zalesie, Grzecznąpannę, skąd weszła do akcji. Brałem tam udział jako dowódca oddziału zwiadowczego tej baterii. W nocy z 11 na 12 stycznia Szubin został zdobyty. Ze względów bezpieczeństwa wkroczyła bateria do Szubina w dniu 12 stycznia, to jest w niedzielę w godzinach rannych, witana przez miejscową ludność z nieopisanym entuzjazmem i łzami radości w oczach.
Radość była tym większa, że Szubin już poprzednio przechodził wśród ciężkich walk dwukrotnie z rąk do rąk.
Po zapełnieniu luk miejscowymi ochotnikami, wysłano mnie z kilkoma innymi kolegami do Poznania, celem wzięcia udziału w formowaniu nowej baterii, która miała wyruszyć na odcinek zachodni pod Zbąszyń. Nie było mi jednak danym z nią wyruszyć, gdyż 28 stycznia [1919 r.] gen. Dowbor Muśnicki w czasie przeglądu baterii wyznaczył mnie wraz z innymi do nowo tworzącej się w Poznaniu Szkoły Podoficerów Artylerii, gdzie zostałem przydzielony początkowo w charakterze ucznia, a później instruktora.
W lipcu zostałem wysłany na front, do II Dywizjonu 2 Pułku Artylerii Ciężkiej pod Szubin, jako podoficer łączności dywizjonu, a stamtąd w styczniu 1920 r. wyruszyłem wraz z moim oddziałem na obejmowanie Pomorza.
Poznań, dnia 13.12.1956 r.
Antoni Przysiuda Poznań
Antoni Przysiuda – Wspomnienia – fragment z książki Ludwika Gomolca – u0022Powstanie Wielkopolskie 1918-1919u0022. Poznań 1957. Miłosław – Września