Kazimierz Tadeusz Grudzielski (1856 – 1921) dowódca frontu północnego nadnoteckiego, generał porucznik (generał dywizji)
Energiczny, wysoki i postawny Polak, wysokiej rangi pruski oficer, o niebieskich oczach i tubalnym głosie, pochodzący z Sołeczna niedaleko Wrześni. Zdobył serca powstańców frontu nadnoteckiego, dla których był ukochanym dowódcą.
Urodził się 9.05.1856 r. w Turwi koło Kościana (ochrzczony w Wyskoci) jako syn Wojciecha i Alfonsyny z d. Morin. Jego ojciec, Wojciech, posiadający majątek Sołeczno (560 hektarów) pod Wrześnią, był administratorem (rządcą, jak się wtedy mówiło) majątku barona generała Dezyderego Chłapowskiego.
Prawdopodobnie w 1867 r. wstąpił do gimnazjum, które skończył egzaminem dojrzałości w 1877 r. Młody Grudzielski po uzyskaniu matury odbył jednoroczną służbę wojskową. Powziął decyzję o pozostaniu w służbie. Wstąpienie do wojska w owym czasie, a następuje to po wojnie francusko – pruskiej, jest rodzajem nobilitacji. Niemcy w tym czasie nie czyniły wstrętów przy wstępowaniu Polaków do służby, przeciwnie czyniono to z chęcią, mając w pamięci znaczący udział i odwagę Polaków w tamtej wojnie. Dopiero trochę później polityka Bismarcka i jego następców spowodowała zahamowanie awansów i przyjęcia deklarujących polskość żołnierzy. Wówczas to oficerów Polaków przenoszono z jednostek liniowych do administracji wojskowej.
Ukończył szkołę wojskową, a potem zawodowo służył w armii niemieckiej, osiągnął stopień podpułkownika (w prasie poznańskiej podawano, że w sierpniu 1918 r. otrzymał awans na stopień pułkownika, jednak Dowództwo Główne uznało tylko stopień podpułkownika).
Ożenił się z panną przebywającą w Białym Piątkowie, lat 25, postawną blondynką (1,70 cm wzrostu) o oczach w dwóch kolorach (brązowym i niebieskim). To małżeństwo, choć szczęśliwe, pozostało jednak bezdzietne.
Przeniesiony do Neumünster, awansował na stopień majora w 1906 r. W 1907 r. był komendantem batalionu, potem w 1912 r. przeniesiony do Szlezwiku, awansował na podpułkownika, następnie został komendantem obwodu w Montjoie (Monschau – gdzie mieszkał w domu nr 82) nad granicą belgijską, po wybuchu wojny w 1914 r. komenda straży granicznej. Tam też pozostaje w służbie do 2.09.1917 r., po czym przeszedł w stan spoczynku.
W chwili wybuchu powstania wielkopolskiego był już zaangażowany w działania przedpowstaniowe we Wrześni, a z chwilą, gdy załopotała na koszarach polska chorągiew, późniejszy generał Grudzielski natychmiast stawił się do dyspozycji władz polskich. Wąsatego pułkownika znała prawie cała Września, bo codziennie miał zwyczaj spacerować po mieście i czytać komunikaty wojenne. Głośno przy tym wyrażał aprobatę, gdy Niemcom wiodło się coraz gorzej. Określał ich przymiotnikiem „huncwoty”, swoim ulubionym powiedzonkiem.
Z tego okresu notuje się zabawny epizod z udziałem wrześniaków. Otóż nie będąc w pełni zorientowani, co do roli Kazimierza Grudzielskiego w rewolcie, grupa powstańców, sądząc, że nazwisko, jakim wtedy się legitymował (von Grudzielski) to nazwisko typowego niemieckiego oficera, zrobiła mu rewizję w mieszkaniu, robiąc przy tym niezły bałagan. Modne w początkowym okresie były tak zwane rewizje za bronią, szczególnie u osób pochodzenia niemieckiego lub wojskowych. Tego zdarzenia Grudzielski nigdy nie wybaczył porywczym wrześniakom, nazywając ich „huncwotami”. Podobnie też przebywając pomiędzy 12 lipca a 9 sierpnia 1920 we Wrześni z wizytą w pułku, robi awanturę, że za mało żołnierzy powstańców zgłosiło się ochotniczo do Legii Ochotniczej Wrzesińskiej. Impulsywność była dominującą cechą Grudzielskiego.
Tak opisuje zdarzenia z tamtego okresu prasa:
„Wielkie i niezapomniane chwile przeżywała Września w ciągu ostatnich dni. W sobotę, 28 grudnia na telefoniczną wiadomość delegata wysłanego do Poznania, że Poznań zrzucił kajdany ucisku, tutejsza kompania straży granicznej pod wodzą naczelnika swego p. Wiewiórowskiego z Miłosławia wzięła szturmem bez krwi rozlewu koszary tutejszego batalionu pułku piechoty 46 i rozbroiła resztę załogi i lazaretu i zatknęła sztandar polski na wieży. Na hasło to całe miasto przybrało godowe szaty, setki sztandarów i chorągwi narodowych prawie równocześnie ukazało się na domach i na gmachach publicznych, jak ratusz, sąd, poczta itd. Odbyto rewizję za bronią.”
Impulsywny charakter Grudzielskiego znajduje też swe potwierdzenie w opisie narady gnieźnieńskiej, zawartej w książce Jedliny Jacobsona:
„Jak bomba wpadł starszy pan w cywilnym futrze i czapce powstańca. Był to major Grudzielski; za nim wsunęło się kilku oficerów, wielu podoficerów… Grudzielski domaga się tubalnym głosem przybycia komendanta…”
W centrum działań wojskowych został wciągnięty niejako przez przypadek. Otóż organizującemu się we Wrześni batalionowi Wach – und Sicherheitsdienst zabrakło pieniędzy na utrzymanie, co groziło rozformowaniem. Wtedy to grupa Rady Robotniczo – Żołnierskiej udała się w składzie: Wiewiórowski, Chełmikowski i Jarociński do Poznania, do dowódcy straży granicznej generała majora Hansa Glahna, z prośbą o wsparcie finansowe. Gen. Glahn warunkował przyznanie środków mianowaniem dowódcą batalionu pułkownika Theuricha z urzędu celnego. Po długich targach znaleziono wyjście kompromisowe, wyznaczając dowódcą ppłk Grudzielskiego z armii niemieckiej. Wtedy jeszcze ppłk Grudzielski prawdopodobnie formalnie był na urlopie kończącym służbę wojskową, a więc w zasadzie czynnym wojskowym niemieckim. Faktyczne bieżące dowództwo batalionu wrzesińskiego sprawował jednak Wiewiórowski.
Grudzielski, wkrótce powołany na front, dowodził frontem północnym powstania i II Okręgiem Wojskowym. W początkach powstania ppłk Grudzielski ze swoim sztabem z Wrześni, przez Gniezno i Srebrnągórę (Srebrną Górę) kieruje się do Kcyni. Tam zapada decyzja o przeniesieniu sztabu na stałe do Wągrowca.
W gmachu szkoły Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. ppłk. dr. Stanisława Kulińskiego w Wągrowcu przy ul. Kościuszki 49 od 25.01. do 9.06. 1919 r. mieściło się dowództwo Frontu Północnego Powstania Wielkopolskiego. Przyjazd do Wągrowca poprzedziło powitanie na drodze w Durowie, przed Wągrowcem. Grudzielski rozkazał witającemu go batalionowi powstańczemu wykonanie ćwiczenia natarcia. Zawsze przy takich okazjach zwracał uwagę na wyszkolenie żołnierza pod względem musztry. Miał wadę, że dawał w najbardziej niespodziewanym momencie rozkaz „padnij”.
Z chwilą powołania na dowódcę okręgu wojskowego nr II, Kazimierz Grudzielski dobrał sobie jako adiutanta inżyniera, sierżanta Tadeusza Fenrycha, który we Wrześni pracował w majątku Mycielskich (był urzędnikiem gospodarczym). Adiutant służył wiernie swemu dowódcy.
Spotkanie w sztabie frontu opisał Jan Marweg w Kurierze Polskim (nr 26 z dnia 1.02.1919 r.):
W komendzie frontu północnego
„…W jednym z budynków koszarowych gdzie do niedawna poszerzało się jeszcze butnie prusactwo, urzęduje chwilowo Dowództwo frontu północnego. Prosta sala, stoły z aktami i papierami, za nimi grupa pracujących oficerów. Tuż na przedzie okazała postać mężczyzny w starszym wieku, ale w pełni sił, w ubraniu cywilnym. Twarz pogodna, oko jasne: wąs polski, typ ziemianina – żołnierza. Nie dająca się bliżej zdefiniować stanowczość ruchów i czerstwość całej postaci zdradza wojskowego z zawodu. To zwycięzca spod Żnina i Szubina, podpułkownik Grudzielski…”
W rozkazie nr 24 Dowództwa Frontu Wielkopolskiego z 8.03.1920 r. gen. Dowbor Muśnicki żegnając się z podległymi żołnierzami, podkreślając zasługi, na pierwszym miejscu wymienił generała Kazimierza Grudzielskiego.
Tak opisywał Dowbor w swym pamiętniku:
„Na północy działał płk. Grudzielski… ( tu następuje opis walki o Kcynię 3.02.1919 r.). Jak to zawsze bywa przy przypadkowych walkach, zapomina się kto działał, bo już na drugi dzień, czasem i za parę godzin, rozgrywają się nowe epizody i nowe bohaterskie czyny. Tak się też stało i w danym wypadku. Kto dowodził tymi zuchami, kto i skąd był w szeregach kompanii, teraz tego rozwikłać nie mogę. W każdym razie chwała tej akcji przypada jenerałowi Grudzielskiemu.”
Jednak służba w powstaniu wielkopolskim nie była tak bezproblemowa dla Grudzielskiego. Już po pierwszej porażce pod Szubinem (8.01.1919 r.) powstał w Poznaniu zamysł, aby go odsunąć, a na jego miejsce awansować Andrzeja Kopę. Postawiono Grudzielskiemu wtedy zarzut niekompetencji, polegającej na nieobjęciu osobistego dowodzenia w akcji na Szubin, braku planu ataku, braku kontroli przebiegu akcji. Jednak należy wziąć pod uwagę sytuację, jaka wtedy się wytworzyła, w szczególności stanowisko Wiewiórowskiego, co by nie powiedzieć charyzmatycznego dowódcy oddziałów wrzesińskich, który zachęcony udanymi akcjami w Witkowie i Zdziechowej, chciał pójść za ciosem, bez oglądania się na planowanie i organizację typu wojskowego. Brak wiedzy wojskowej uwidocznił się u Wiewiórowskiego w pełnym zakresie. Niestety, przypłacił to życiem, a część odium porażki spadło na Grudzielskiego. Podobnie dwa tygodnie później powołano na stanowisko dowódcy frontu majora Napoleona Koczorowskiego, jednak na krótko, i wycofano się z tego pomysłu. Usprawiedliwieniem tego pociągnięcia, które zbulwersowało podległych powstańców, mogła być choroba Grudzielskiego.
Przy końcu życia Grudzielski często chorował, prawdopodobnie też stan zdrowia był powodem wcześniejszego opuszczenia służby wojskowej. Poważny atak grypy uniemożliwił mu aktywny udział w drugim ataku na Szubin i Żnin (11.01.1919 r.), choć to właśnie on, wspólnie z Mieczysławem Paluchem i dr Jedlina – Jacobsonem z Gniezna przygotował go, ustalając jego ostateczny kształt.
Był uwielbiany przez swoich żołnierzy i kadrę. Zyskiwał sobie sympatię nie tylko niespodziewanymi wizytami na odcinkach frontu, ale także awansami lub obietnicami wykonania ich. Jedna z nich, ustny rozkaz wydany 10.01.1919 r. w Gnieźnie na odprawie przed bitwą szubińską, że mianuje podporucznikami wszystkich sierżantów – dowódców kompanii, bez bliższego określenia nazwisk, spowodowała powstanie protestu u zaplecza frontu, domagającego się spełnienia zobowiązania. Zaplecze to jednak nie front, gdzie działania bojowe wymagają innego ryzyka, stąd sprawę jakoś załagodzono.
Zorganizował 2 Dywizję Strzelców Wielkopolskich, w skład której początkowo wchodziły pułki 4, 5, 6 i stał na jej czele. Podpadł jednak Dowborowi, organizując w 2 dywizji własny egzamin na stopień oficerski. Spotkało się to ostrą krytyką, przypłacił to stratą stanowiska, ale 38 aspirantów oficerskich otrzymało upragniony awans. Działania Dowbora, jak odczytywano wtedy nieprzyjazne wobec środowiska wielkopolskiego, spowodowały nawet podanie się do dymisji na znak protestu, grupy oficerów sztabu dywizji z Wojciechem Mycielskim, który powody decyzji zawarł w podaniu z dnia 4.06.1919 r. o dymisję. Jednym z istotnych powodów było odwołanie gen. Grudzielskiego z funkcji dowódcy 2 Dywizji Strzelców Wielkopolskich i przeniesienie do Poznania na stanowisko Inspektora Piechoty. Pierwsza próba odsunięcia Grudzielskiego od dowodzenia Frontem Północnym miała miejsce już w kwietniu 1919 roku. Wstawił się za Grudzielskim generał Raszewski, przyrzekając pozostanie Grudzielskiego do końca akcji przeciwko Niemcom. Jednak warunek ten nie został spełniony i 20.06.1919 r. Grudzielskiemu rozkazano przekazanie 2 dywizji pułkownikowi Albinowi Jasińskiemu. Formalne odwołanie nastąpiło 25.06.1919 r. rozkazem nr 172, wyznaczającym go na stanowisko Inspektora Piechoty przy Głównodowodzącym.
Proces odsuwania Grudzielskiego, posiadającego wśród powstańców zasłużony mir, zakończyło mianowanie rozkazem nr 247 z dnia 8.11.1919 r. w uzgodnieniu ze Sztabem Generalnym Wojska Polskiego (telegram nr 3293/V) dowódcą twierdzy Toruń, o co zresztą zabiegał. Rozkaz nakazywał wyjechać i stawić się do dyspozycji Dowództwa Frontu Pomorskiego. Niestety, nigdy nie objął tej funkcji.
Zdarzył się też incydent, kiedy Grudzielski, którego marzeniem było objęcie funkcji komendanta twierdzy Toruń, poprosił Dowbora Muśnickiego o protekcję w Sztabie Generalnym w Warszawie. Sosnkowski, będący adresatem listu polecającego, ujawnił jego treść Grudzielskiemu. Treść ta była dla starego wiarusa deprymująca:
„Stary, niedołężny, nadaje się tylko na komendanta twierdzy”. Jak zwykle skonfundowany Grudzielski nie omieszkał po powrocie do Poznania wyrażać się o Dowborze tak jak miał w zwyczaju, per „huncwot”.