Władysław Kaliszewski (1886-1964)
Urodził się w dniu 5.05.1886 r. we Wrześni jako jedno z dziesięciorga dzieci stolarza Karola i Franciszki z domu Krall. Wyuczył się w zawodzie stolarza.
W 1914 r. został powołany do Armii Niemieckiej. Walczył na froncie wschodnim i zachodnim we Francji.
Został zdemobilizowany w styczniu 1919 r. i wrócił do rodzinnej Wrześni wstępując 6.01.1919 r. ochotniczo do oddziału powstańców, 1. Kompanii Wrzesińskiej pod dowództwem por. Nowaka, a później por. Trawińskiego. Brał udział w walkach przeciwko Grenzschutzowi na froncie północnym, w walkach o Szubin i Rynarzewo. W oddziałach powstańczych przebywał do końca powstania.
Zwolniony z wojska 28.02.1919 r. w stopniu starszego szeregowca. W czerwcu 1919 r. podjął pracę w administracji miejskiej miasta Wrześni.
W okresie wojny polsko-rosyjskiej został wcielony w lipcu 1920 r. do 268. Batalionu włączonego do 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty. Podczas bitwy pod Horodcem został ranny.
Tak opisano to zdarzenie: Strzelec Władysław Kaliszewski z 1-ej kompanii, prowadząc patrol bojowy, wyjaśnił gdzie znajduje się pozycja nieprzyjacielska i jak najłatwiej do niej dojść. Ciężko ranny w brzuch [lewe płuco] pozostał na stanowisku i swoim odważnym zachowaniem oraz rozumnym a spokojnym przemówieniem do kolegów przyczynił się do utrzymania porządku w kompanii. Z szeregu wyszedł dopiero na rozkaz dowódcy plutonu. Strzelec Kaliszewski zapomniał o swej ranie, a myślał tylko o kompanii i walce.
W 1921 r. został przyjęty do pracy w Banku Kupiecko-Przemysłowym we Wrześni. W tym okresie był prezesem wrzesińskiego Sokoła (w latach 1922 – 1935). Od 1937 r. przebywał w Bydgoszczy, pracując w tartaku.
W czasie okupacji pracował w Bydgoszczy jako pracownik fizyczny w firmie budowlanej.
Po wojnie pracował w Bydgoszczy w administracji miejskiej. W 1956 r. przeszedł na emeryturę.
Ożenił się w 1918 r. z Salomeą Poszwald (1886-1967), z którą miał siedmioro dzieci.
Zmarł 29.07.1964 r. w Bydgoszczy i tam na cmentarzu nowofarnym został pochowany.
Odznaczony:
- Krzyżem Virtuti Militari V Klasy nr 4676,
- Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, uchwała Rady Państwa nr 07.19-0.148 z dnia 19.07.1960 r.
Z walk pod szubinem – Odczyt wygłoszony w dniu obchodu 3-ej rocznicy powstania grudniowego 27. grudnia 1921 r. przez Władysława Kaliszewskiego. Orędownik Wrzesiński z 1922 r. nr 11, 12, 13, 14
Myśl zrzucenia srogiego jarzma niewoli żyła w każdym Polaku wszystkich pokoleń podczas 150-letniego panowania obcych nad nami. Myśl tę matka-Polka podawała dziecku w samem zaraniu życia jego. Myślą tą karmiła się młodzież polska wszystkich stanów i myśl ta wypełniała chwile samotnych dumań i marzeń każdego z nas.
I pomimo zrozumienia i uświadomienia sobie stanu rzeczy, że wobec uzbrojonych od stóp do głów państw zaborczych, które rozporządzały milionami bagnetów, armat i wobec nowoczesnych zarządzeń wojennych, naród polski pozbawiony wszelkiej siły militarnej, zbrojnym powstaniem nie może powalić potężnych ciemiężców. Myśl ta mimo wszystkiego w nas nie zamierała, lecz cicho w ukryciu czekała na chwilę, kiedy jej przyjdzie przeistoczyć się w czyn dziejowy, odwalić głaz grobowy, przygniatający Matkę-Ojczyznę.
Z tej wiary niezłomnej w niepodległość naszą, rodzi się powstanie Kościuszkowskie, zrodziły się w czasie strasznego ucisku trzy dalsze powstania polskie, a tak samo ostatnie Powstanie Wielkopolskie w grudniu 1918 r. Z tą wiarą niezłomną uderzono w pamiętnych dniach grudnia na butnego Krzyżaka, który, choć powalony przez żołnierza państw zachodnich, tu na naszej ziemi wielkopolskiej, stał z bronią w ręku na straży panowania niemieckiego. Uderzono na licznie w tym czasie do nas nasyłanego, dobrze uzbrojonego żołnierza niemieckiego w pojedynkę. Bez broni, bez dowódców z młodzieńczym zapałem rzucono się po broń, wydzierając ją żołdactwu pruskiemu, by nią wyrzucić odwiecznych wrogów z miast i siół Wielkopolskich. Wiele tam męstwa, a zarazem poświęcenia na ołtarzu Ojczyzny z krwi i życia było, niech świadczą te mogiły bohaterów po całej Wielkopolsce rozsiane. Całokształt Powstania Wielkopolskiego, walki staczane nieomal w każdym mieście, zmagania się nierównych sil naszych z wrogiem na froncie północnym, walki o Zbąszyń, trzymanie frontu południowego w rejonie Kępna, Leszna i na całym pograniczu zapewne kiedyś doczekają się szczegółowego opisu. Za zadanie postawiłem sobie Szanownemu Państwu naszkicować przebieg walk, staczanych pod Szubinem. Walki te tak bardzo nas dotyczą, walczyli tam bowiem synowie i bracia niejednych tu obecnych, walczyły tam dzieci miasta i powiatu naszego.
Poza tym walki te doniosłem były zdarzeniem w powstaniu i wywarły wpływ na dalszy przebieg powstania. Po bitwie pod Szubinem już nie pojedyncze oddziały, bez nakreślonej akcji ścierały się z wrogiem, ale ujęte w rękę, stworzonego po owej bitwie Naczelnego Dowództwa, przeobrażały się w karne formacje Armii Wielkopolskiej, która przeprowadzała działania, godne każdej najstarszej armii. Po zajęciu Szubina dnia 11 stycznia w powstanie uwierzyło całe społeczeństwo Wielkopolskie, nie wyłączając tej części, która sceptycznie na poryw śmiałków do tego czasu patrzyła. Po walkach tych i Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu przystąpiła do zmobilizowania dwóch roczników poborowych z całej Wielkopolski.
Po bitwie pod Zdziechową, stoczonej dnia 31 grudnia, gdzie oddziały wrzesińskie pod dowództwem Wiewiórowskiego i Nowaka, decydujące odniosły zwycięstwo nad Niemcami i kiedy zapewniono utrzymanie Gniezna w polskich rękach, wyruszył jeszcze nocą p. Cyms z oddziałem z Gniezna, Witkowa, Trzemeszna, Strzelna, Kruszwicy i częścią oddziału wrzesińskiego na Inowrocław, staczając zacięta walkę o Strzelno. Żnin wydał walki w sam dzień Nowego Roku i Lerchenfeld z Chomiąży z naprędce zebranymi ochotnikami wypędza oddziały Heimatschutzu z miasta, ustanawiając władzę polską. Równocześnie obejmuje powstanie Wągrowiec, gdzie zabrano Niemcom 10 ciężkich kulomiotów, wielką ilość karabinów i amunicji.
Ochotnicy z Wągrowca pod dowództwem pana Kowalskiego ścigają Niemców na Gołańcz, napadają na nich w Kcyni, gdzie wywiązuje się walka, w której Niemcy pobici, uchodzą na Szubin, zostawiając wielką zdobycz i jeńców w ręku powstańców. W Kcy52 ni zajął się natychmiast organizacją powstania Codrów i Sławiński. Podpor. Kowalski uderza następnie na Chodzież.
Śmiałym napadem udaje mu się zająć miasto, lecz w nocy jeszcze dnia tego przed przeważającymi siłami niemieckimi ustępuje na Budzyń. Następnej jednak nocy zaatakował powtórnie Chodzież i w krwawej walce zwycięża Niemców. Przeszło 200 zabitych zostawiają Niemcy na pobojowisku, w tym 8 oficerów. Kowalski robi w Chodzieży powtórnie wielką zdobycz. Inowrocław przechodzi w ręce polskie po ciężko stoczonej walce w nocy z 6-go na 7-go stycznia. Zdobyto tam wielką ilość kulomiotów, miotaczy min, karabinów, pełne magazyny tornistrów, bielizny, amunicji i około 10 000 gotowych mundurów.
To samorzutne wypędzanie Niemców z poszczególnych miast Księstwa w pierwszych dniach miesiąca stycznia czyni Polaków panami nieomal całej północnej części Wielkopolski. Niemcy oparli się tam o Toruń, trzymając w swym ręku Gniewkowo, Bydgoszcz, zatrzymując Szubin oraz także i Piłę.
Szczególnie w Bydgoszczy gromadzili oni większe siły bojowe, zwłaszcza marynarzy niemieckich, by stąd uderzyć w środowisko powstania, odciąć zachodnią część Księstwa od granicy byłej Kongresówki, nie dopuścić pomocy z zewnątrz i w ten sposób za wszelką cenę powstanie stłumić.
Niemcy, trzymając w swoim ręku Szubin, niepokoili swymi wypadami ludność polska, powiatu żnińskiego. W Żninie, jak zaznaczyłem, zorganizował powstanie obywatel Lerchenfeld z Chomiąży, który jako komendant Żnina zwracał komendantom poszczególnych miast uwagę na przygotowania Niemców, zażądał dnia 7-go stycznia pomocy, by wspólnymi siłami zająć Żnin i sparaliżować akcję Niemców.
Lerchenfeld wygotował następujący plan: oddział kcyński pod dowództwem Codrowa zaatakuje Szubin od strony zachodniej, to jest zdążać będzie od Kcyni, Lerchenfeld uderzy od południa, a Wiewiórowski i Nowak z pozostałą częścią oddziału wrzesińskiego, która nie brała udziału w walkach pod Inowrocławiem, staczanych w tym samym czasie, zachodzić będzie na Szubin od strony Łabiszyna. Skoncentrowany ten atak nastąpić miał już rano dnia następnego, 8-go stycznia. Oddział wrzesiński w sile 180 chłopa, sformowany w koszarach we Wrześni, na wezwanie o pomoc wyruszył w drogę w trzy godziny po otrzymaniu dnia 7-go stycznia o godz, 6-tej wieczorem koleją na Gniezno. Po raz pierwszy na torze kolejowym, po którym przesuwały się pociągi, przewożąc milionowe armie niemieckie, mknął pociąg, unoszący żołnierza polskiego. Po północy, około godziny 1-szej osiągnięto Żnin.
Sprawność starych żołnierzy przyczyniła się do szybkiego wyładowania koni i wozów z pociągu, mimo ciemności zalegających dworzec. Oddział Codrowa o tym czasie znajdował się już pod Szubinem na pozycji wypadowej, zajmując przestrzeń po stronach szosy do. Nakła. Tak samo i od południa powstańcy zbliżali się do miasta. Pośpiech zatem był konieczny, by oddział wrzesiński stanął na czas. Posuwając się naprzód szosą od Żnina do Łabiszyna, oddział stanął około 7-mej rano w Łabiszynie, skąd skierował się na drogę, prowadzącą do Szubina. O ile przestrzeń tę 18 kilometrów przebyto w dość krótkim czasie, o tyle teraz droga stała się trudną do szybkiego posuwania się naprzód, szczególnie dla zaprzęgu przy wozach z kulomiotami. Pośpiech tamowała straszna ślizgawica, co chwilę upadały konie, które dopiero przy po mocy podkładanych der i płaszczy podnosić było trzeba. Mimo pospiechu oddziału, wozy z kulomiotami opóźniły się zostając po drodze. Tymczasem z dochodzącego odgłosu wystrzałów armatnich wnioskować było można, że walka się już rozpoczęła. W miarę posuwania się naprzód coraz dobitniej dał się słyszeć grzechot kulomiotów. Była godz. 9-ta, kiedy oddział dotarł do skraju lasu, spoza którego ukazał się Szubin w odddaleniu do 3 kilometrów. Silny ogień karabinowy z drugiej strony Szubina świadczył o zaciętej walce Niemców, staczanej z oddziałami polskimi. Zbyt odległa przestrzeń dzieliła poszczególne oddziały od siebie, to też łączności między niemi nie było żadnej.
Walkę tłumaczono sobie jako zwycięską dla Polaków a coraz silniejszy ogień, jako ustępowanie Niemców w stronę Bydgoszczy. Na wywiady nie było czasu do stracenia. Z wozów poskładano kulomioty. Oddział podzielono na główną kolumnę atakującą, w skład której weszły około 150 chłopa, a poprowadził ją Wiewiórowski. Pozostałe 30 chłopa, oddane Trawińskiemu miało za zadanie przedostać się na szosę bydgoską, zamknąć jedynie możliwy odwrót Niemców na Bydgoszcz. Wiewiórowski wziął z sobą 6 kulomiotów, Trawiński pozostałe dwa. Pod osłoną małych wywyższeń i rowami Trawiński przedostał się na szosę bydgoską i zajął tam stanowisko. Główny oddział Wiewiórowskiego posuwał się rowem ku Szubinowi z zamiarem na kilka set metrów przed miastem rozwinąć się w tyralierkę i uderzyć na Niemców niespodzianie.
Los jednak zrządził inaczej. Z chwilą kiedy rozpoczęto przechodzenie, walka z drugiej strony Szubina trwała w całej pełni, wkrótce jednak ogień karabinowy począł słabnąć, a w końcu zupełnie ustal. Niemcy oddział Codrowa zdążyli wpierw rozbić, nim oddział wrzesiński zdążył mu przyjść z pomocą. Przez blisko półtora godziny trzymał on się mężnie na linii, ostatecznie słabe jego siły wyczerpały się, a Codrów sam ginie pod Szubinem śmiercią bohatera. Wałka z Codrowem została już ukończoną, kiedy Wiewiórowski rozwijaj swój oddział w linię tyralierską. Spóźniono się. Niemcy widząc nadciągający oddział poczęli go prażyć granatami. Wiewiórowski mimo wszystkiego chciał rozstrzygnąć walkę i jedną rękę mając na temblaku, w drugiej rewolwer zagrzewał do walki i parł naprzód. Tuż pod miastem wchodzi oddział w krzyżowy ogień kulomiotów niemieckich. Na słabe siły powstańcze uderzają z frontu i flanki marynarze niemieccy. Wywiązała się krótka walka na bagnety. Wiewiórowski uderzony kolbą pada na ziemię. Oddział poszedł w rozsypkę.
W chwili ataku marynarzy niemieckich Trawiński z swym oddziałem na krótki dystans oddalony od Szubina przy torze kolejowym utworzył na nich ogień ze swych kulomiotów, lecz bez skutku. Wkrótce i on ustępować musiał, prażony ogniem artylerii niemieckiej i wśród gradu kul karabinowych. Klęska była straszna. Z oddziału wrzesińskiego tylko około 60 ludzi dotarło do skraju lasu, który dał pewną ochronę przed pociskami niemieckimi. Stracono jednak tylko 2 kulomioty. Wiewiórowski ciężko ranny dostał się do niewoli, w której po kilku dniach życie zakończył. Poległ też tu Mieczysław Białecki, młodzieniec pełen zapału i poświęcenia dla sprawy Polski.
Konnica niemiecka zajęła Łabiszyn, zamykając tymczasem odwrotną drogę na Żnin. Por. Nowak z pozostałą garstką przedostał się drogami leśnymi około północy do Żnina. Tutaj wiadomość o rozbiciu oddziałów Codrowa, Lerchenfelda i Wiewiórowskiego zrobiła przygnębiające wrażenie. O stawieniu oporu nadciągającym Niemcom nie było mowy. Zabierając wszystkich zgłaszających się w szeregi powstańcze, cofnięto się na Gniezno. Nad ranem Niemcy zajęli Żnin.
Przegrana 8-go stycznia pod Szubinem nie zabiła jednak ducha w szeregach powstańczych, przeciwnie, uświadomiła ona kierowników powstania, że potrzeba więcej wytężenia i jednolitego działania, by móc utrzymać to, co w pierwszych dniach Niemcy pozwolili odebrać sobie. Zrozumiano jasno położenie, w jakim siły powstańcze się znalazły, że Niemcy zajmując Żnin, zbliżając się do Gniezna, wbijają się klinem na teren objęty powstaniem i tylko szybkie przeciwdziałanie uchronić może powstanie przed poważną klęską. l kiedy rozbite oddziały przybyły 9-go nad ranem do Gniezna, na dziedzińcu koszarowym roiło się od powstańców. W nocy z 8-go na 9-go stycznia i cały dzień następny ściągano posiłki z powiatów gnieźnieńskiego, wrzesińskiego i witkowskiego do Gniezna. W ten sposób sformowano 2 kompanie piechoty z Gniezna i okolicy, jedną kompanie z Powidza, jedną nową kompanię z Wrześni i Nekli pod dowództwem podpor. Beutlera. Uzupełniono kompanię Nowaka i kompanię Cieślickiego, rozbite 8-go pod Szubinem. Wobec groźnego położenia Poznań zmobilizował w nocy z 9 na 10 stycznia jeden batalion piechoty pod dowództwem podpor. Śliwińskiego, jeden szwadron konnych strzelców, 4 działa polowe i 2 haubice.
Znamienny objaw duszy naszej polskiej, że dopiero w nieszczęściu wielkim, kiedy widmo bezdennej przepaści przed nią się rysuje, ona tężeje, zdobywa się na czyn, zadziwia wszystkich i nas samych swą wielkością i poświęceniem. Tak i po poniesionej klęsce dnia 8-go stycznia silny odruch zaznaczył się w społeczeństwie wielkopolskim. Zrozumiano, że choć i chwilowe powrotne objęcie władzy przez żołdactwo pruskie, znaczone będzie nowym udręczeniem narodu i wielkim spustoszeniem dzielnicy naszej. Odruch ten sprowadził licznych ochotników do Gniezna, którzy zapełniali kompanie powstańcze. Dnia 10-go stycznia sformowane siły powstańcze w Gnieźnie wzrosły do przeszło 2 000 ludzi. Dowództwo zaś nad nimi objął pod płk Grudzielski, który natychmiast przystąpił do działań zaczepnych. Stwierdziwszy zatem, że Niemcy stoją na linii Szubin-Znin-Łabiszyn i 10 kilometrów na północ od Inowrocławia, że miasta Kcynia, Damasławek, Gąsawa, Pakość i Barcin jeszcze są wolne, postanowił główne uderzenie skierować powtórnie na Szubin. Równocześnie mniejsze oddziały zaatakować miały Niemców w Żninie i Łabiszynie. Poza tym Inowrocław uderzy na Złotniki, demonstrując ku Toruniowi. W sobotę rano dnia 11-go stycznia główne siły podpłk. GrudzieIskiego jak artyleria, kulomioty, konni strzelcy i piechota stały w Kcyni, skąd poprowadził je podpor. Śliwiński na Szubin, Była godzina 5-ta popołudniu. Piechota dotarła do wsi Pińsk, gdzie wyrzuciła placówki niemieckie, rozwinęła się w tyralierkę po obu stronach szosy nakielskiej, zbliżając się do Szubina. Gęsta mgła sprzyjała atakowi. O piątej też padły pierwsze pociski z naszych armat na Szubin. Niemcy odpowiedzieli ogniem szrapnelowym, obsypując szczególnie szosę nakielską gradem pocisków, gdzie równocześnie z piechotą naszą podjeżdżały dwie haubice. Mrok zapadł zupełny, kiedy mimo silnego ognia gęsto rozstawionych na dachach budynków szubińskich kulomiotów niemieckich linia polska podsunęła się na krótki dystans pod Szubin.
Hałaśliwy grzechot kulomiotów dominował nad wszystkim. Pękające szrapnele rozdzierały w krótkich odstępach ciemności, a linia polska w podskokach to parła naprzód, to w gradzie pocisków tamując oddech przytulała się do ziemi. Kulomioty nasze obsługiwane przez dziarskich zuchów ani na chwilę nie milkły, a jednak chwilami zdawało się, że ta żywa linia nie dojdzie do celu, że w tym strasznym ogniu kulomiotów niemieckich załamie się wszystko, zginie, co żyje. Tuż pod miastem wyciągnęła w pole linia niemiecka, jednak nie wytrzymała. Niemcy poczęli cofać się w ulice miasta, chcąc przy ich wylocie Polaków wstrzymać. Z hasłem „Gąsawa” parli nasi Niemców ku śródmieściu, wśród ciemności zalegających ulice. Najzaciętszy opór stawiali Niemcy koło kościoła, poczty i na dworcu. Tutaj zabarykadowani marynarze niemieccy blisko godzinę bronili się zacięcie, w końcu granatami ręcznymi zmuszono ich do poddania się. Ledwo ostatnie strzały ucichły, kiedy Niemcom oczekiwana przez nich pomoc mieszanym pociągiem pancernym nadjechała. Wysiadającą piechotę niemiecką przywitał sierżant Kujawa dwoma przez siebie prowadzanymi kulomiotami, zmuszając je do odwrotu. W uchodzącym pociągu, który zbiec zdołał, śmierć znalazło dużo Niemców. Około godziny 10-tej wieczorem Szubin zupełnie opanowany był przez Polaków. Plan podpłk. Grudzielskiego powiódł się na całej linii. Przez zajęcie Szubina odcięto Niemców w Żninie, który Polacy następnego dnia zajęli, robiąc zdobycz oraz zabierając kilkaset Niemców do niewoli.
Tak samo zajęto Łabiszyn i Złotniki, gdzie w polskie ręce wpadły między innymi 2 armaty, kilkanaście kulomiotów, 4 automobile osobowe, kilkadziesiąt wozów i dużo amunicji. W Szubinie samym zdobyto 4 armaty, około 40 kulomiotów, przeszło 1 500 pocisków dla artylerii, kuchnie polowe, kilkaset karabinów i amunicję różnego rodzaju. Straty Niemców były poważne. W domach i piwnicach niemieckich odszukano dużo żołnierzy, przeważnie rannych, których zabrano do niewoli. W Szubinie zapanowała na drugi dzień radość wielka. Z więzienia uwolniono kilkadziesiąt obywateli z miasta i okolicy oraz 2 księży, których Niemcy od kilkunastu dni więzili za domniemaną zmowę z powstańcami, grożąc im co dzień rozstrzelaniem, znęcając się w bestialny sposób nad nimi. Straszny widok przedstawiały ciała około 40 powstańców, dnia 8 stycznia poległych. Odarci po większej części przez Niemców z odzieży i butów, zmasakrowani, z porozbijanymi czaszkami, czekali na ostatnią posługę, by ręka druha kolegi złożyła ich w objęcia ukochanej matki-ziemi. Zebrane wojsko w południe na placu przed kościołem, okryte chwałą świeżego zwycięstwa, z radością witało swych dowódców. Następnego dnia posunięto linię polską pod Noteć, zajmując Rynarzewo. Na trzeci dzień zestrzelono pod Szubinem pierwszy aeroplan niemiecki.
Walki o Szubin jednak na tym nie ukończyły się. Na tak zwany front północny, który szedł od Inowrocławia aż na północ od Czarnkowa uderzyli Niemcy na początku lutego przeważającymi siłami i zajęli chwilowo Szubin. W przeprowadzonej natychmiast kontrofensywie przez dowódcę frontu płk. Grudzielskiego Polacy zamienili zwycięstwo Niemców na wielką klęskę niemiecką. Odrzucono Niemców poza Noteć, w której całe kompanie podczas spiesznego odwrotu śmierć znalazły. Szubin powtórnie odzyskany, raz na zawsze pozbył się panowania niemieckiego. Przesiąknięta tak obficie krwią polską ziemia szubińska chowa w swym łonie tych braci i rodaków, którym miłość ojczyzny i złote sny dziecięce o wolnym Orle Białym kazały ginąć za świętą sprawę Polski.
Niech pamięć o nich żyje w nas wiecznie, a czyny ich przekazujemy potomności, bo przez ofiarę Codrowów, Wiewiórowskich, Białeckich, Krotofilów, Misiaków, Grześkowiaków i tych wszystkich cichych nieznanych bohaterów spod Szubina, przyspieszony został dzień trzeci – Zmartwychwstanie Polski.
u003cstrongu003eZ walk pod szubinem – Odczyt wygłoszony w dniu obchodu 3-ej rocznicy powstania grudniowego 27. grudnia 1921 r. przez Władysława Kaliszewskiego. Orędownik Wrzesiński z 1922 r. nr 11, 12, 13, 14u003c/strongu003e