Walczak Franciszek

Franciszek Walczak (1897 – 1976)

Służył w Kompanii Miłosławskiej wchodzącej w skład Batalionu Wrzesińskiego.

Urodził się w dniu 27.11.1897 r. w Szlachcinie jako syn Józefa i Agnieszki z domu Lesińskiej.

Wcielony do Armii Niemieckiej został w 1917 r. ranny. W dniu 28.12.1918 r. wstąpił do oddziałów powstańczych formujących się w Poznaniu. Brał udział podczas akcji zajmowania koszar 6. Pułku Grenadierów, koszar artylerii na Sołaczu, magazynów umundurowania oraz przy zdobyciu Ławicy 5.01.1919 r.

Od połowy stycznia został wcielony do 2. Wlkp. Baterii Artylerii Ciężkiej. Brał z nią udział w działaniach bojowych pod Rawiczem i Międzychodem.

Po okresie powstania służył jako żołnierz zawodowy w stopniu starszego ogniomistrza w 1. Pułku Przeciwlotniczym w Warszawie. W czasie kampanii wrześniowej był ciężko ranny. Członek Związku Powstańców Wlkp. Awansowany na stopień podporucznika w dniu 24.06.1972 r., uchwała nr W 15/72.

Zawarł związek małżeński z Otylią Skórką (1905-1991). Miał z nią syna Wojciecha i córkę Danutę. Mieszkał w Sokołowie.

Zmarł w dniu 30.08.1976 r. i został pochowany na cmentarzu komunalnym we Wrześni.

Odznaczony:

  • Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski,
  • Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, uchwała Rady Państwa nr 01.24-0.25 z dnia 24.01.1958 r.
Franciszek Walczak - cmentarz komunalny we Wrześni
(zdjęcie udostępnił Remigiusz Maćkowiak)
Franciszek Walczak – cmentarz komunalny we Wrześni (zdjęcie udostępnił Remigiusz Maćkowiak)

Tekst zamieszczony w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej
[naniesiono poprawki stylistyczne]

Hasło: „Dziadek syn i wnuk”

Wstęp. Wspomnienia z opowiadań mojej matki

Dziadek mój zamieszkiwał w Osowie powiat Września, mając większe gospodarstwo rolne. W 1848 roku wybuchło zbrojne powstanie przeciwko Niemcom. W powstaniu tym brał udział mój dziadek i jego dwóch synów. Dziadek w tym powstaniu zginął, a synowie jego po załamaniu się powstania ukrywali się. Ojciec mój miał na imię Józef i ukrywał się we wsi Szlachcin powiat Środa. Babka została zamordowana przez Niemców, zaś gospodarstwo rolne objął Niemiec.

Sokołowo

W czasie okupacji hitlerowskiej w 1943 roku pracując jako robotnik na szosie Września-Gniezno, kopiąc żwir obok pomnika w Sokołowie powiat Września, zauważyłem większe kępy żyta i doszedłem do przekonania, że mogą to być groby poległych powstańców. Po zbliżenia się do dwóch większych kęp zacząłem ostrożnie wybierać żwir. W czasie kopania, na głębokości około metra trafiłem na głowę ludzką, kopiąc ostrożnie dalej – wykopałem cały szkielet ludzki. Zainteresowany wykopaliskiem kopałem dalej i po około dwóch metrach wykopałem drugi szkielet. Ogółem wykopałem cztery szkielety i przy jednym znalazłem zardzewiałą kosę, która składała się z dwóch części. Takich kęp naliczyłem 18. Świadkami tych wykopalisk byli Niemcy, jak również robotnicy-Polacy.

Powstanie

Nurtowany myślą moich przodków o wyzwolenie Polski z niewoli – tudzież szeptanej propagandzie wśród Polaków o zalążkach polskich organizacji wyzwoleńczych, w maja 1918 roku zdezerterowałem z armii niemieckiej i ukrywałem się w domu matki w Szlachcinie, choć tylko pozornie, gdyż żandarmeria niemiecka znienacka nachodziła dom pytając matkę o mnie. Niebawem zdezerterował również mój kolega i wspólnie postanowiliśmy żandarma zlikwidować,czatując kilka dni na wybranym miejscu, jednak bez skutku,gdyż żandarm tą drogą nie przejeżdżał. W tym czasie często udawaliśmy się do miasta Środy, aby zaciągnąć wiadomości o możliwościach włączenia się do jakiejś organizacji wojskowej. Tam otrzymaliśmy wiadomość, że chcą się organizować, lecz czekają na zarządzenie z Poznania. Wiadomość tą otrzymali dopiero na początku listopada 1918 r. i dali nam adres do Poznania oraz wskazali nam samochód, którym udaliśmy się do Poznania.

W Poznaniu, w organizacji, do której się zgłosiliśmy, poinformowano nas o celach działania i skierowali nas do bloku koszarowego przy ulicy Polnej. Celem organizacji było zdobywanie od Niemców broni. Blok, o którym mowa, był przegrodzony na dwie połowy. Połowa przy bramie była przeznaczona dla Polaków,którzy mieli być wartownikami przy magazynach wojskowych. Kiedy my tam zgłosiliśmy się, było nas razem 12. Codziennie nastąpił napływ świeżych ochotników. Po kilku dniach otrzymaliśmy karabiny ręczne od Niemców, którzy absolutnie nie znali naszych zamiarów i celów.

Naszym komendantem był Talarczyk, który codziennie czytał nam rozkazy po polsku. W pierwszym okresie Niemcy przyznali nam do pilnowania magazyny mundurowe. Po objęciu warty nad magazynami mundurowymi otrzymaliśmy poufny rozkaz, aby Niemcom przy wywożeniu umundurowania z magazynów utrudniać wywóz pod różnymi pretekstami. Niemcy się zorientowali i wartę nam odebrali. Wyznaczyli nam inne obiekty, mianowicie „Trinkdepo” i baraki z materiałami przy ul. Polnej. Przy barakach przy ulicy Polnej magazyny były pilnowane: jedna część przez Niemców, a druga przez nas Polaków. Na początku grudnia 18 r. pełniliśmy wartę przy barakach przy ul. Polnej. Przybyło wojsko z Ławicy w sile około plutonu aby zaaresztować polską wartę. Było to wieczorem. Ja wówczas pilnowałem baraku w pobliżu polskiej wartowni.

Po zatrzymaniu się Niemców – plutonowy i kilku żołnierzy weszli do polskiej wartowni, po chwili zauważyłem wyprowadzanych Polaków bez broni i słyszałem jak komendant polskiej warty stawiał im opór. Widząc to zrozumiałem, że Niemcy przyszli nas aresztować. Natychmiast opuściłem posterunek i udałem w kierunku naszego bloku, gdzie zastałem kaprala – nazwiska nie pamiętam ale pochodził z samego Poznania – i około 16 powstańców. Wyjaśniłem im o co chodzi i ustaliliśmy plan natychmiastowego działania. Po jego ustaleniu zebrałem wszystkich pod moją komendę – wydałem odpowiednie objaśnienia, że kiedy spotkamy Niemców i dam rozkaz „ręce do góry”, wtedy należy broń skierować do przeciwnika, zaś w wypadku stawiania oporu natychmiast użyć broni. Pod moją komendą udaliśmy się na ulicę Polną w kierunku bramy magazynu. Spotkaliśmy Niemców prowadzących Polaków-powstańców już na ulicy Polnej, którzy szli w naszym kierunku. Po zbliżeniu się do nich na odległość paru metrów, dałem rozkaz „stój” i „ręce do góry”. Broń skierowaliśmy w ich kierunku. Po chwilowym wahaniu dowódca niemiecki podniósł ręce i wszyscy się poddali. Po rozbrojeniu ich i oswobodzeniu naszych ludzi – postanowiliśmy ich odprowadzić do więzienie na Grolman, jako schwytanych na kradzieży. Odprowadził ich kapral z obsadą okołu 12 ludzi. Zaaresztowanych Niemców było około 20 ludzi, których przyjęto do więzienia. W czasie tej akcji zdobyliśmy około 19 karabinów ręcznych i 1 pistolet, łącznie z amunicją, ładownicami i pasami. Sierżant polski, dowódca wartowni wrócił na wartownię przy magazynach,gdzie zastał zabraną broń na miejscu. Po ponownym rozprowadzeniu wartowników na posterunki – dowódca warty broń zdobytą u Niemców odesłał do polskiego bloku. Drugie zajście miało miejsce, jak pamiętam, wieczorem, około 8 grudnia. Przyszło do nas, do bloku, dwóch marynarzy polskich i jeden cywil i namawiali nas, aby Niemcom odebrać magazyny mundurowe, gdyż Niemcy masowo wywożą materiały z magazynu. Wobec tej informacji postanowiliśmy dokonać napadu zbrojnego na wartę niemiecką. Pod dowództwem starszego szeregowca Woźniaka, w sile około 18 ludzi udaliśmy się w stronę tych magazynów.

Po zbliżeniu się do głównej bramy Niemcy nas zatrzymali, z których jeden dał sam rozkaz zatrzymania – w tym samem momencie otwarliśmy ogień z karabinów do Niemców wydający rozkaz zatrzymania i dwóch innych przy karabinie maszynowym zostali zabici. Po wkroczeniu do wartowni która była przy bramie, dowódca warty i dwóch wartowników niemieckich zostało również zabitych.

Zdobyliśmy wówczas jeden karabin maszynowy, 4 skrzynki z amunicją i kilka granatów ręcznych, z czym udaliśmy się do naszego bloku, gdzie zorganizowaliśmy obronę przed ewentualnym atakiem Niemców. Przy wejściu do naszego bloku ustawiliśmy zdobyty karabin maszynowy, zaś wewnątrz za parterze i piętrze załoga uzbrojona w karabiny i posiadane ręczne granaty usadowiła się przy oknach pod dowództwem st. szereg. Woźniaka. Ja objąłem stanowisko przy oknie na piętrze, na wprost klatki schodowej. Mniej więcej po upływie około godziny czasu zaatakowali nas Niemcy. Wymiana ognia trwała około 2 godzin, to jest do chwili, gdy zabrakło amunicji.

Posiadałem jeszcze 2 granaty ręczne i gdy Niemcy uderzyli szturmem na wejście do bloku, biegnąc po schodach, rzuciłem w nich jeden granat i po jego wybuchu zauważyłem kilku rannych. Reszta zawróciła. Zapanowała na pewien czas kompletna cisza. Załoga na parterze została zaaresztowana i odprowadzona na jedną z sal, opanowaną przez Niemców, którzy wpadli do wnętrza. Będąc na piętrze po pewnym czasie usłyszałem bieganie po schodach w górę, zauważyłem bagnety na karabinach. Byłem przekonany, że to Niemcy i pragnąłem rzucić drugi granat, lecz nie zdążyłem, gdyż zostałem raniony z pistoletu w rękę.

Po zabraniu mi karabinu i uderzeniu kolbą w plecy, sprowadzono mnie na dół. W czasie tej. akcji wpadło 3 starszych sierżantów, Polaków, jako żołnierze niemieccy z opaskami na rękawach „Soldatenrat”, którzy chcieli nas wszystkich uwolnić,zwracając się bezpośrednio do obsługi karabinu maszynowego. Chcieli zaraz usunąć tę załogę, lecz ta odpowiedziała, że ich dowódca jest za piętrze bloku, i kazali się do niego zwrócić. Po pewnej chwili sprowadzono z piętra resztę Polaków.

Przybyli trzej starsi sierżanci ostro wystąpili przeciwko niemieckiemu starszemu sierżantowi, zarzucając ma całą awanturę, tłumacząc Niemcowi, że „Soldatenrat” ich tu wysłał, aby zrobili porządek. Niemiec tłumaczył im, te on jest za to odpowiedzialny i musi zrobić dochodzenie, kto brał udział w napadzie za niemiecką wartę przy magazynach mundurowych. Trzej starsi sierżanci na to się zgodzili. Niemiec pojedynczo badał każdego, gdzie się znajdował podczas tej strzelaniny. Pierwszy badany odpowiedział te był już w łóżku w bloku, usłyszał strzały, wziął karabin i bronił się, gdyż nie wiedział o co chodzi. Tak samo powiedzieli wszyscy inni.

Niemcy zabrali rannego starszego szeregowego Woźniaka, dwóch marynarzy i cywila, który był razem z marynarzami. Co się stało z zabranymi nie wiem. Po przesłuchaniu odbyła się dłuższa dyskusja między trzema starszymi sierżantami Polakami a starszym sierżantem niemieckim. Tematu dyskusji nie znam. W tym zajściu było 3 rannych Polaków, a Niemcy ponieśli znacznie większe straty, gdyż byli zabici i ranni. Jestem głęboko przekonany, że gdyby nie przybyli w tak groźnej chwili ci trzej starsi sierżanci Polacy – los nasz byłby tragiczny. Nas pozostawili bez broni, jednak po trzech dniach ją otrzymaliśmy i pełniliśmy dalej wartę, co moim zdaniem należy przypisać polskiej konspiracji miasta Poznania. Ja będąc ranny, czasowo nie pełniłem żadnej służby, natomiast obserwowałem ruchy Niemców w mieście, jak jeszcze defilowali i ściągali z okien flagi polskie i francuskie, jak również portrety wybitnych osobistości, mających znaczenie o charakterze wyzwoleńczym.

Napięcie wyzwoleńcze rosło z dnia na dzień. Zapowiadane powstanie zastało mnie na Starym Rynku o godzinie 15 z minutami, kiedy doszedł mnie głos „Polacy do broni”. Po czym z wielką radością ruszyłem biegiem do bloku na Jeżyce ulicą Polną, wołając po drodze „Polacy do broni”. Po drodze Niemcy podchodzili do mnie i pytali „Was ist los”. Ja nie zatrzymując się biegłem i dalej wołałem „Polacy do broni”. Kiedy przybiegłem do bloku kompania szykowała się już do wymarszu i do niej dołączyłem. Maszerowaliśmy w kierunku Zamku w celu jego objęcia. Zamek był już objęty przez Radę Ludową, o czym nie było nam wiadomo. Doszło do krótkiej wymiany ognia przy okrążaniu Zamku, dopiero po usłyszeniu hasła „Czołem” połączyliśmy się razem. Po krótkiej naradzie nas wszystkich podzielono na trzy grupy bojowe. Jedna grupa opanowała Dworzec Główny, druga ruszyła na Plac Wolności, a ja zostałem w trzeciej grupie jako rezerwa przy Zamku. Tam zostałem wyznaczony do zatrzymywania i kontroli przejeżdżających samochodów. Jeden z przejeżdżających samochodów w kierunku Zamku na mój rozkaz nie zareagował i pełnym biegiem jechał dalej. Będąc przekonany, że jedzie ktoś z Niemców, oddałem do niego strzał z karabinu i samochód zatrzymał się przed Zamkiem. Usłyszałem okrzyki „Niech żyje, niech żyje” i jak się okazało przyjechał tym samochodem Ignacy Paderewski. Pocisk uderzył w szybę obok kierowcy, lecz nikogo nie trafił. Cały przebieg mnie zszokował, bowiem celny strzał spowodować mógłby tragiczny wypadek w akcji powstańczej.

Niedługo po tym zajściu, stojąc przy bramie Zamku, usłyszałem salwę z karabinu maszynowego. Rozglądając się wokół razem z wybiegającymi z Zamku powstańcami, zauważyłem błyski z okna górnego gmachu poczty. Tam też oddałem trzy strzały, które spowodowały ogólne zamieszanie.

Ta strzelanina Niemców była chaotyczna,gdyż jak się później okazało byli to cywile, którzy dysponowali dwoma karabinami maszynowymi. Po tej strzelaninie wszystkie wejścia do poczty zostały zabezpieczone. Podkreślenia i podziwu wymaga bohaterstwo kobiet Poznania, które w czasie strzelaniny ustawiały na rogach ulic stoliki z herbatą i papierosami, zagrzewając powstańców do skutecznej walki.

Do walk powstańczych w Poznaniu zwerbowałem ze w swej wsi Szlachcin dwóch braci Jana i Józefa, Franciszka Michalaka oraz Stanisława Mikołajczaka. Przy opanowaniu Poznania brałem udział również w oswobodzeniu Sołacza, Ławicy i rozbrojeniu pociągu niemieckiego, który przyjechał z Niemiec.

Po opanowaniu miasta Poznania i okolic kompania nasza kontynuowała wartę przy magazynach.

Front zachodni

Ja po pewnym czasie zgłosiłem się do organizującego się pułku artylerii. Z III Baterią pod dowództwem kapitana Koncego wyjechałem na front pod Rawicz, wieś Konary. Później walczyliśmy pod Międzychodem, gdzie straciliśmy trzy konie.

Dla uzupełnienia straty dowódca baterii w porozumieniu z dowódcą piechoty zorganizowali wypad na stronę niemiecką po konie. W wypadzie tym brałem ochotniczo udział także ja. Dowodził oficer piechoty. Oficer, znając hasło bez przeszkód przeprowadził nas przez posterunki niemieckie na drugą stronę, skąd zabraliśmy 6 koni i wróciliśmy do baterii, zabierając po drodze posterunek niemiecki w sile około 20 żołnierzy. Ze swej strony uważam że jako ciekawostkę można odnotować z kolei wyprawę Niemców po krowy Polaków (niestety nazwy wsi nie pamiętam – znajdowała się między Miejska Górką a Konarami, a w niej był kościół). Było chyba w styczniu 1919 r., kiedy to chyba cała kompania Niemców na czele z kapitanem zdążała do owej wsi w pełnym uzbrojeniu i z powrozami na krowy. Kiedy dowódca piechoty dowiedział się o zamiarze Niemców, porozumiał się z dowódcą baterii i wspólnie urządzono pułapkę.

Grupa ochotników z kompanii piechoty i naszej baterii przyczaiła się przy szosie około 200 m od wioski. Kiedy oddział niemiecki doszedł do nas na właściwą odległość, otworzyliśmy znienacka ogień z dwóch cekaemów i erkaemów. Padł tam niemiecki dowódca i około 30 żołnierzy oraz było sporo rannych Oddział rozsypał się w nieładzie i zawrócił. Zdobyliśmy sporo karabinów no i powrozów na krowy. W tej akcji pomogła nam miejscowa ludność i z płaczem dziękowali nam za obronę ich interesów. Niemcy prosili o zezwolenie na zabranie poległych, które uzyskali. Jednakże po pewnym czasie otwarli na wieś huraganowy ogień artyleryjski i wyrządzili bardzo poważne szkody w budynkach, inwentarzu i straty w rannych.

W akcji powstańczej brałem udział do samego końca powstania.

Służba w wojsku i II wojna

Następnie zostałem przydzielony do pułku artylerii przeciwlotniczej w Warszawie. W 1937 roku z powodu utraty zdrowia zostałem przeniesiony w stan spoczynku w stopniu starszego ogniomistrza i osiedliłem się w powiecie wrzesińskim, w którym mieszkam do chwili obecnej. W czasie ostatniej wojny zostałem zmobilizowany z przydziałem do polowej słaby łączności we Wrześni. W toku postępu Niemców do kraju zostaliśmy ewakuowani do Sochaczewa, gdzie nasza jednostka została zlikwidowana i dostałem się do niewoli.

Po pewnym czasie udało mi się zbiec i po różnych kłopotach dotrzeć do domu.

Podczas okupacji miałem bardzo trudne i niebezpieczne przeżycia. Mianowicie zaraz na drugi dzień policja niemiecka przeprowadziła rewizję za bronią. Broń myśliwską zakopałem ale zaparłem się, że broni nie posiadam. Rewizja w tym samym celu była powtórzona po trzech dniach, lecz przez wojsko. Zagrożono, że jeżeli znajdą choć łuskę, to na miejscu zostanę rozstrzelany. Ponieważ nic nie znaleziono, to przy okazji zabrano mi radioodbiornik. Choć Niemcy nic nie znaleźli, to jednak znalazł się inny osobnik, który broń odkopał i oddał policji. Policja dała nakaz aresztowania mnie przez miejscowego sołtysa, Niemca z pochodzenia, o nazwisku Neumann.

Wezwał on mnie do siebie i oświadczył, że jestem aresztowany. Ubłagałem go, oświadczając jemu, że byłem żołnierzem niemieckim w I wojnie światowej i w czasie jej trwania byłym ranny [był ranny w 1917 r.], jak również, że mam chorą żonę i małe dziecko, dla których pragnę żyć i troszczyć się o ich los. Niemiecki sołtys mnie zrozumiał i wyjednał w policji wolność.

Podczas okupacji włączyłem się do działalności podziemia. Kolportowałem „gazetki” wśród Polaków. W owym czasie Gestapo aresztowało podoficerów, między którymi ja też byłem na liście i przy aresztowaniu zamiast mnie zabrano omyłkowo Waszaka. Przez to zdarzenie dłuższy czas nie nocowałem w domu. Pracując na młynie we Wrześni wspomagałem rodziny polskie mąką. Tu mnie znowu przychwycono przez żonę właściciela młyna. Uratował mnie pracownik młyna Witczak, tłumacząc jej, że Niemcy szmuglują mąkę workami, a robotnik polski, jak zabierze łyżkę mąki na polewkę, to jest posądzony za złodzieja. Niemka uległa i o zdarzeniu nie zameldowała. Czwarty raz groziło mi niebezpieczeństwo aresztowania za upominanie się o 8-godzinny czas pracy. Za upominanie się o ten czas pracy dyrekcja młyna napisała pismo do Gestapo o natychmiastowe aresztowanie za sabotaż. W tym wypadku uratowała mnie Armia Radziecka, która po przekroczeniu Wisły szybko zbliżała się do Wrześni. Po wkroczeniu wojsk wyzwoleńczych, przedmiotowe pisma dał mi pracownik młyna Ratajczak. Po oswobodzeniu Wrześni i powiatu zorganizowałem straż pożarną w Sokołowie, której komendantem byłem przez dwa lata.

Wyżej opisane dane polegają na prawdzie, jednak nie są one wszystkie, za tym w razie potrzeby na żądanie jestem skłonny podać dalsze dane.

Sokołowo, powiat Września, 18 czerwca 1968 r.