Monarcha Marcin

Marcin Monarcha (1894 – 1968)

Marcin Monarcha

Urodził się 12.10.1894 r. w Chociczy Wielkiej jako syn Jakuba i Marianny z domu Kretkowskiej. Do dnia 13.04.1901 r. uczęszczał do szkoły powszechnej i brał udział w szkolnym strajku.

Po powrocie z wojny światowej w dniu 9.11.1918 r. wstąpił w dniu 11.11.1918 r. do Rady Robotniczo-Żołnierskiej w Miłosławiu. Wstąpił ochotniczo do tworzącej się kompanii miłosławskiej 27 grudnia 1918, kompanią dowodził Władysław Wiewiórowski, i wyruszył z nią do walk o oswobodzenie Wrześni, Gniezna, Inowrocławia. Najcięższe boje stoczył o Inowrocław, tam zachorował i odstawiony został do Miłosławia. Ponownie powołany do 15. Pułku Ułanów podczas wojny bolszewickiej.

Mieszkał w Miłosławiu, przy ul. Poznańskiej 12. Był pracownikiem PKP jako starszy dróżnik kolejowy. Ożeniony z Walentyną (1906-1948).

Do Związku Weteranów Powstań Narodowych R.P. wstąpił 6.12.1936 r. Należał do Koła Miłosław tego Związku. Członek ZBoWiD-u od 29.08.1957 r., nr legitymacji 285897.

W 1938 starał się o Medal Niepodległości. Wniosek odrzucono.

Zmarł 25.09.1968 r. i został pochowany na cmentarzu w Miłosławiu.

Odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym, uchwała Rady Państwa nr 11.04-0.899 z dnia 4.11.1958 r.


Życiorys własny

Ja syn Jakuba Monarchy z matki Marianny z domu Kretkowskiej, urodzony dnia 12.10.1894 r. w Chociczy Wielkiej powiat Września.

Do szkoły uczęszczałem w Obłaczkowie od dnia 13.04.1901 r. do dnia 31. 03. 1909 r. Brałem udział w strajku szkolnym. Po ukończeniu szkoły pracowałem przy rodzicach.

W roku 1912 wyjechałem za pracą do Westfalii i pracowałem tam jako górnik do dnia 5.04.1915 r. W dniu 10 maja 1915 r. zostałem powołany do Armii Niemieckiej, do pułku artylerii konnej w Głogowie [2. Niederschlesisches Feld-Artillerie-Regiment Nr. 41].

Po powrocie z wojny światowej dnia 9.11.1918 r. wstąpiłem w dniu 11.11.1918 r. do Rady Robotniczo-Żołnierskiej w Miłosławiu. W tej Radzie wybraliśmy na przywódcę druha Władysława Wiewiórowskiego, byłego kapitana Armii Niemieckiej [brak jest potwierdzenia stopnia kapitana], druha sierżanta Kazimierza Ziółkowskiego oraz druha Józefata Gładyszewskiego.

Doszły nas wiadomości, że w Jarocinie utworzyła się polska grupa powstańców, która zdobyła koszary niemieckie i rozbraja Niemców. Zachęceni tą wiadomością porwaliśmy się za rozbrajanie urzędów. Ja z 2 kolegami Władysławem Barańskim i Stanisławem Duszczakiem rozbroiłem magistrat. W szkole znaleźliśmy obrazy cesarza Wilhelma i dalsze szwargoły niemieckie. W tym samym dniu rozbroiłem z kolegą Władysławem Barańskim sierżanta, który był kierownikiem tak zwanego Bezirkskommando [urząd do spraw poboru], gdzie zdobyliśmy 3 karabiny, 5 granatów ręcznych, koszyk od bielizny amunicji do karabinów i dubeltówek, 2 pałasze. W tym samym dniu rozbroiłem 2 żołnierzy kaprali niemieckich, kolonistów z Mikuszewa, gdzie dostała mi się krótka broń i 2 bagnety. Na broni nam zależało jak najwięcej.

Przybywało nam coraz więcej kolegów Polaków do Rady Żołniersko-Robotniczej. Z kolegą Stanisławem Zawadzkim rozbrajałem urząd pocztowy i stację kolejową. Po rozbrojeniu dwóch ostatnich urzędów pozostała na stacji kolejowej czujka a ja z kolegą Stanisławem Zawadzkim obsadziliśmy urząd pocztowy, aby czuwać nad niemieckimi urzędnikami i mieć łączność telefoniczną z kolegami na stacji kolejowej, aby też nie dopuścić Niemców do porozumienia się.

Rozbrajano Niemców gdziekolwiek spotkano. Dostałem od dowódcy czyli mojej władzy, to jest sierżanta Kazimierza Ziółkowskiego i Józefata Gładyszewskiego rozkaz abym rozbroił wioski niemieckie, gdzie zamieszkiwali koloniści, takie jak Skotniki, Biechowo, Osowo. Udałem się tam furmanką od pana Kropacza do tych wiosek wraz z 5 kolegami, to jest z A. Jackowiakiem, Stanisławem Zawadzkim, Franciszkiem Wasielewskim, Kazimierzem Wasielewskim, Stanisławem Piechockim. Zdobyliśmy dużo broni mieszanej, karabiny ręczne, fuzje, flowery, granaty ręczne, amunicję, bagnety, szable długie i parę krótkich [pałasze], broń rewolwerową.

Władza wojskowa nieufna Radzie Żołniersko-Robotniczej chciała nam nasłać wojsko niemieckie, tak zwany Grenzschutz, przebywające na jeszcze istniejącej granicy w okolicach Pyzdr, Borzykowa i Borkowa. Na wiadomość o tym wysłaliśmy delegację do Komendy w Poznaniu, że my sami tę granicę obsadzimy, bo nas frontowych żołnierzy jest dosyć, tylko nam broni i amunicji jest brak. To poskutkowało, przysłali nam amunicję, umundurowanie, i w dodatku płacono nam 6 marek dziennie za tę służbę.

Nam, Polakom, było to na rękę. Pewnego dnia powróciło wojsko niemieckie z frontu do [wrzesińskich] koszar [było to 20 i 21 grudnia 1918 r.] w pełnym uzbrojeniu. W tym batalionie [był to oddział większy niż batalion] było dużo polskich żołnierzy, nasz komendant Władysław Wiewiórowski czuwał nad tym, aby zdobyć broń i koszary. Wysłał nas w czwórkę zaprzęgiem konnym Kazimierza Dębickiego z Kucierowa, trzech nas Gładyszewski Józefat, Roman Banaszak i ja, wchodzimy w kontakt z polskimi żołnierzami, którzy nam poszli na rękę, bo oni wtedy tam trzymali odwach i byliśmy umówieni, że jak odjedziemy to oni mają oddać strzały alarmowe.

Gdy odjechaliśmy 2 kilometry, było słychać strzały alarmowe, a woźnica Dębicki nie żałując koni oddalił się od Wrześni. Ta broń to 7 ciężkich karabinów maszynowych i 4 lekkie karabiny maszynowe [strona niemiecka określiła wielkość kradzieży na 10 szt. karabinów] oraz całą masę skrzynek z amunicją i dużo koców. Jeden karabin maszynowy nie był zdatny do strzału i został przeze mnie i Karola Matuszewskiego nocą naprawiony, wypróbowany i ukryty u obywatela Mariana Mańkowskiego z Miłosławia. Działo się to w 1918 r. [dokładnie 26 grudnia 1918 r.].

Pewnego dnia Gniezno wzywa nasz oddział miłosławski na pomoc. Furmankami wyjechaliśmy do Gębarzewa, była to noc. Z Gębarzewa podeszliśmy do Gniezna pieszo, doszliśmy do stacji Gniezno. Oddział nasz został w polu, jakieś 100 metrów, a prowadził go Józefat Gładyszewski i Pluciński. Dostałem rozkaz podejścia pod stację Gniezno. Wybrałem sobie zaufanego druha Aleksandra Jackowiaka, podeszliśmy pod tory stacyjne Gniezno, aby zasięgnąć wiadomości, co się dzieje na dworcu towarowym.

Wtem dochodzą nas mowy raz niemieckie drugi raz polskie. Byli to kolejarze, tych dwóch kolejarzy, którzy szli wzdłuż pociągu towarowego, zatrzymaliśmy, dowiedzieliśmy się od nich, a byli to Polacy, że przyjechał pociąg z Poznania a kierują go do Bydgoszczy. Tych dwóch Polaków zdradziło nam, że podsłyszeli w nim rozmowę niemiecką, a pociąg był plombowany. Zgłosiliśmy to komendantowi naszego oddziału Miłosław, Gładyszewskiemu, aby się podsunął do torów stacyjnych w celu zbadania co się w pociągu znajduje, a przecież podsłyszano rozmowę. Oddział Gniezno musiał zostać powiadomiony bo także się przy tym pociągu znajdował. Jak się okazało po zerwaniu plomb, była to broń transportowana do Bydgoszczy i w każdym wagonie było po dwóch żołnierzy niemieckich konwojentów. Zdobyliśmy dużo broni amunicji i obuwia, a żołnierzy niemieckich rozbrojono.

Nasz oddział został powiadomiony, że może wracać do Miłosławia, a skoro będzie potrzeba to nas zawezwą, bo chwilowo dadzą sobie radę. Ze zdobyczną bronią, amunicją i obuwiem wróciliśmy do Miłosławia. Działo się to w grudniu 1918 r. [dokładnie wyruszono 29.12.1918 r.]. Po przyjeździe do Miłosławia przydzielony zostałem z kolegami Franciszkiem Wasielewskim i Aleksandrem Jackowiakiem do 2. Kompanii Września z komendantem sierżantem liniowym Wietrzyńskim. Sierżant Wietrzyński przydzielił mnie jako strażnika nad małą kolejką, która kursowała na linii Pyzdry-Września. W tym niespokojnym czasie odbywało się tam duże szabrownictwo, chociaż dwóch strażników także strzegło, ale Polaków. Ja tym więcej pilnowałem strażników [niemieckich na granicy] jak i zachowałem czujność wobec obywateli niemieckich, a znałem dużo Niemców z Wrześni, którzy przyjeżdżali po zakupy do znajomych im Polaków gospodarzy.

Zauważyłem, że strażnicy niemieccy nie badają jakiegoś obywatela Weissa, stolarza z Wrześni, Niemca. Doszedłem do Niemca Weissa, aby odwiązał worki z kartoflami. Mnie one podpadały. Weiss mnie upewniał, że sam został zbadany przez strażników i wskazał na Niemców. Ja odwiązałem worki i znalazłem 6 kilo słoniny, jedną szynkę i 3 kilo masła. Zabrałem tę zdobycz i oddałem do naszej kuchni. W naszej kuchni gotował jako kucharz Karol Wąsiewicz i Sylwester Domicz. Było to na granicy.

Komendant Władysław Wiewiórowski ściągnął z granicy oddział Pyzdry-Borzykowo do Miłosławia. Koszary zostały we Wrześni zdobyte [w dniu 28.12.1918 r.] w czym i ja brałem udział, stawiam za świadków Ignacego Szypulskiego i Stanisława Węglewskiego. Po zdobyciu koszar we Wrześni maszerowaliśmy na odsiecz Gniezna, Inowrocławia. Dowódcami byli kapitan Władysław Wiewiórowski, i porucznik Alojzy Nowak. Chodziło nam o zdobycie koszar niemieckich w Inowrocławiu, które leżą za miastem nad szosą, nie są dostępne. Zgrupowanie niemieckich wojsk było silne, silnie biła z koszar artyleria. Dostałem z kolegą Aleksandrem Jackowiakiem rozkaz rozpoznania umocnienia koszar. Była to noc ciemna, czołgamy się rowem szosowym do koszar, wtem Niemcy oświetlili teren i zauważyli nas, dali nam ognia artyleryjskiego, nikogo jednak nie zranili. My wycofaliśmy się. Dowiedzieliśmy się od miejscowej ludności, że woda dochodzi do nich z wodociągu, który stoi w mieście. Na tym oparto zdobycie koszar. Rozbiliśmy rurę kanalizacyjną i odcięliśmy wodę od koszar. Niemcy wywiesili białą szmatę, że się poddają. Polska komenda rozpoczęła pertraktacje z Niemcami i idąc im na rękę puściła ich wolno i w dodatku pozwoliła im zabrać 4 armaty, rzekomo dla ich obrony. Niemcy skierowali 82 się w stronę Bydgoszczy. Po krótkim czasie, w tym samym dniu przyszedł do nas silny oddział konny ze Słupcy. Na wieść o tym, że Niemcy zostali puszczeni, w dodatku z bronią, zabiegli im drogę odcinając dalszy marsz, łapiąc Niemców do niewoli i zabierając armaty.

Ja już wróciłem chory z wojny światowej, nie mogłem dalej walczyć. Zmogła mnie choroba, wróciłem do domu i położyłem się do łóżka. Leżałem 3 tygodnie. Po wyzdrowieniu zgłosiłem się na posterunek w Miłosławiu, który ubezpieczał tyły i prowadził wywiad, jak się zachowują w okolicy Niemcy koloniści. Ja do tej straży zostałem wcielony. Komendę nad strażą sprawował sierżant Mieczysław Ziółkowski.

Przypominam sobie, że w marcu 1919 r. zwolniłem się i zgłosiłem się na PKP Z braku wykwalifikowanego pracownika polskiego pracowało dużo pracowników wyszkolonych Niemców. Ja nie zostałem przyjęty, choć było brak pracowników. Udałem się do Wrześni na pośrednictwo pracy. Dobrze mi znany Józef Matuszczak ujął się za mną, bo miał tę moc i prawo i dopiero wówczas zostałem przyjęty.

A jak się później wydało, szkodziło to urzędnikom niemieckim, że brałem udział w powstaniu. Na PKP pracowałem od dnia 3 kwietnia 1919 r. do dnia 3.07.1920 r. W tym dniu powołano mnie do Armii Polskiej, do I Batalionu 15. Pułku Ułanów Wlkp. W Armii Polskiej służyłem do dnia 23.01.1921 r. Po zwolnieniu z Armii zgłosiłem się na PKP gdzie pracowałem do 9.12.1939 r. w charakterze mistrza torowego. W tym dniu wysiedlili mnie Niemcy z całą rodziną, zakazując cokolwiek brać pod groźbą broni i wysiedlili mnie do Generalnej Guberni do Koniecpola. Tam przebywałem półtora roku bez pracy. Później otrzymałem pracę na młynie u pana Jana Pytlewskiego, właściciela młyna. Pracowałem w charakterze dozorcy. Dużo razy spotkałem się w nocy z partyzantami polskimi, przychodzącymi po żywność. Ja ze swej strony ich ostrzegałem i udzielałem pomocy co w mojej mocy było, aby ich wojsko niemieckie nie zaskoczyło. Potwierdzić to może Józef Glinka i Witold Pytlewski. Na wysiedleniu przebywałem 5 i pół roku, to jest do marca 1945 r., do czasu oswobodzenia Polski przez Armię Radziecką.

W 1945 r. powróciłem do Miłosławia podejmując pracę na PKP w charakterze toromistrza. Pracowałem do dnia 27. marca 1955 r. W tym roku zachorowałem na pęcherz i musiałem być operowany. W szpitalu przebywałem 3 miesiące. W czerwcu 1955 r. zostałem wysłany przed komisję lekarską i przez nią uznany za niezdolnego do dalszej pracy na PKP i zwolniony na rentę. Mój stan zdrowia się pogorszył i dodatkowo zachorowałem na astmę sercową…

Przeżycia napisałem ze wspomnień bez niczyjej pomocy.

Marcin Monarcha

Stwierdzamy, że fakty zapodane w życiorysie dotyczące Powstania Wlkp. polegają na prawdzie.

  • I świadek Bolesław Mencel – własnoręczny podpis,
  • II świadek Adam Kołodziński z Białego Piątkowa – własnoręczny podpis oraz złożone w dniu 16.09.1963 r. oświadczenie.